Greccy obywatele nie mają wyboru – żeby dożyć do pierwszego, muszą cofnąć czas. Reportaż z Naxos na Cykladach.
„Ludzie powracają do gospodarstw, które
porzucili wiele lat temu. Znów uprawiają ziemniaki, kapustę i owoce. To
pozwala im przetrwać gospodarcze załamanie”, opowiada Petros
Citouzouris doglądający swoich winnic w wysokich górach na Naxos,
największej wyspie Cyklad. Nawet tu dotarła już grecka katastrofa
finansowa.
Wskazując na uprawiane od niedawna
tarasowe pola, położone nieopodal niegdysiejszego schronienia dla
trędowatych w Sifones, Citouzouris mówi, że od kiedy nad Grecję
nadciągnął kryzys „bezrobotoni pracownicy budowlani i górnicy, a także
emeryci wracają do rodzinnych gospodarstw, które odziedziczyli
dziesiątki lat temu. Nigdy wcześniej nie uprawiali tu ziemi”. Jak
ocenia Petros, niemal połowa okolicznych farm należy właśnie do takich
ludzi. „Nie będą w stanie wyżyć tylko i wyłącznie z rolnictwa, to
pewne. Ale to zajęcie pomoże im związać koniec z końcem”, przekonuje.
Turyści? Oczywiście – pojawili się
również i w tym roku. Ale cała reszta gospodarki jest w opłakanym
stanie. Widać to na każdym kroku również na Naxos. Nad wszystkim tutaj
wisi w powietrzu jakaś taka mieszanina z trudem skrywanej nerwowości,
otwartej rozpaczy podzielanego powszechnie lęku, że choć już dziś nie
jest wesoło, sytuacja jeszcze się pogorszy. I tylko wyspa jest
niezmiennie piękna, pełna starożytnych ruin i weneckich wież, bielonych
domków i dobrze nawodnionych tarasowych pól przylegających do gór
skrywających zielone doliny. Drzewa oliwkowe i żyzna ziemia wciąż
przyciągają tu nowych osadników. Tak było tu od pięciu tysięcy lat.
Kryzys uderza powoli, ale metodycznie
Na północy Europy wielu ludzi wierzy w
mit, jakoby Grecy urządzali sobie wielkie leżakowanie na koszt
zagranicznych banków i unijnych pożyczek. Tutaj na pierwszy rzut oka
widać, że w Naxos naprawdę ciężko się pracuje. Wielu spośród
mieszkających tu osiemnastu tysięcy ludzi zawsze miało więcej niż jedną
pracę. Wszystkie były jednak słabo płatne. Ci, którzy pracowali na
budowie, potem dorabiali jako rolnicy. Mieli własne owce, kozy, drzewa
oliwkowe i winiarnie. Dodatkowy zarobek pokrywał uniwersytecką edukację
ich dzieci.
Teraz jednak jest zupełnie inaczej. W
Naxos znaleźć można tłum wykwalifikowanych, młodych ludzi, z których
nikt nie ma pracy, nawet najmarniejszej.
„Młodzi żebrzą o zajęcie”, mówi Manoulis
Koutelieris, właściciel firmy budowlanej, który zatrudnia dziesięć
osób. „Ostatniej nocy odebrałem telefon od kogoś, kto tak bardzo chciał
dostać jakąś robotę, że nie mógł przestać płakać”, opowiada i dodaje,
że nie wierzy w oficjalne dane mówiące, że bez pracy pozostaje co piąty
mieszkaniec wyspy. Uważa, że tak naprawdę bezrobocie wynosi tu 35%.
Kryzys uderza powoli, ale metodycznie.
Gdy tylko turyści pakują manatki, nie ma nikogo, kto wydawałby
pieniądze w miejscowych sklepach i tawernach.Aspirujący do miana klasy
średniej mają prawo czuć frustrację, ale innym bywa jeszcze gorzej.
Potężne cięcia, jakie zmuszony był wprowadzić rząd w Atenach, sprawiły,
że sytuacja tych, którzy dotąd ledwo zipali, stała się dramatyczna.
„Traktują nas jak śmieci”
Irene Polykretis opowiada, że, odkąd
pamięta, ona i jej pracujący jako rybak mąż zawsze byli ubodzy. „Gdy
dorastałam, moja rodzina nie mogła sobie nawet pozwolić na kupno
aspiryny”, wspomina. Jak dotąd państwo Polykretis jakoś sobie radzili.
Mąż Irene, Panagiotis, miał mały kuter, a poza tym dorabiał, sprzątając
przystań. Ale całkiem niedawno spotkała ich seria nieszczęść.
Najpierw łódź została uszkodzona przez
falę wywołaną przez jakąś motorówkę. Naprawa okazała się zbyt droga. Na
domiar złego, to samo zdarzenie stało się też przyczyną urazu ich
syna, przez co nie mógł pracować. W chwilę później rząd doszedł do
wniosku, że Polykretisowie otrzymywali za duży zasiłek na dziecko.
Wstrzymał więc wypłaty do końca roku. Panagiotisa przepełnia dziś
gorycz. „Nikt nie chce nam pomóc. Traktują nas jak śmieci”, narzeka.
Wielu mieszkańców wyspy jeszcze sobie
radzi, ale złe wieści napływają z zadziwiającą regularnością. Płace w
sektorze publicznym spadają. Większość tutejszych ma własne domy, a to
oznacza, że wkrótce zapłacą nowy podatek od nieruchomości. „Rząd
znalazł tu żyłę złota”, komentuje kwaśno jeden z nich. Nowy podatek
ściągany będzie wraz z opłatami za elektryczność. Sugestia jest jasna –
nie zapłacisz, odetniemy ci prąd.
Kto jest temu wszystkiemu winien? Według
burmistrza Naxos, Dmitrisa Lianosa, za wszystkim stoją banki i ich
tanie kredyty rozdawane na prawo i lewo. „To one sprawiły, że Grecy
poszaleli. Kredyty były oferowane z każdej możliwej okazji: na święta,
na miesiące miodowe… Wszyscy żyliśmy w fałszywym, fantastycznym
świecie”, mówi Lianos. Jak na razie banki nie naciskają za bardzo na
klientów, by ci spłacali długi. Ale Grecy zadają sobie pytanie: „Co się
stanie, gdy w końcu zdecydują się to zrobić?”.
„I tak pójdziemy na dno”
Wszyscy zgadzają się, że po Naxos krąży
coraz mniej pieniędzy. Totalną zapaść przeżyła tylko branża budowlana,
ale wszystkie inne sektory też ledwo zipią. Wiele umów zawiera się
teraz na słowo. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek zamieni się ono w
gotówkę. Manoulis Koutelieris mówi, że ma w domu czeki na trzydzieści
tysięcy euro, których jak na razie nie udało mu się zrealizować. „I co
zrobię? Nie podam przecież wszystkich tych ludzi do sądu”, rozkłada
ręce.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze
bizantyjska biurokracja, która daje się Grekom we znaki na każdym
kroku. Yannis Karpontinis, właściciel miejscowych kamieniołomów, wciąż
nie może opanować złości, gdy opowiada mi nad szklaneczką rakii, jak
wielkie problemy miał z ponownym otwarciem interesu. Kamieniołomy
należały do jego rodziny od zawsze, ale przez jakiś czas były
podnajmowane. By móc samemu prowadzić interes, Karpontinis musiał
składać cały szereg nowych dokumentów.
Jego recepta na kryzys? Oszczędza, robiąc swój własny chleb, oliwę z oliwek, wino, a nawet mydło.
Karpontinis uważa, że Grecji nie da się
uratować przed gospodarczą i społeczną katastrofą. „Przez pewien czas
klasa średnia zgodzi się płacić większe podatki w obawie, że państwo
zbankrutuje, a ludzie stracą swoje depozyty w bankach. Ale rzecz w tym,
że i tak pójdziemy na dno. Wtedy ludzie przestaną płacić i będzie po
rządzie”, przewiduje.
Źródło: presseurop.eu
http://www.presseurop.eu/pl/content/article/1073891-grecy-wracaja-na-role

0 komentarze: